
Piszę o Was, Muzy, nie niemuzyczne. Pamiętam o Was, Mojry, nie nieśmiertelne. Patrzę na Was, nie niewidzialne, nie moje, Pagitriaty. Stojące przede mną. Tylko dla mnie. Z rękami rozpostartymi jak skrzydła w locie, delikatnym muślinem, płynącym szlakiem, uchwyconym w dłoniach, palcem wskazującym przyciśniętym do dłoni, na zrębku skrzydeł. Słyszycie jeszcze mnie przy strumieniach, schylone, szukające odbicia naszych oczu? Koniec nas. Zabiera nas. Konieczność. Dwie strony źródła. Lustrzanie uniesione, nasze, nie nasze my. Od zawsze.
Pamiętasz mnie Melpomeno? Obrotem, gdy nie mogliśmy się rozpoznać w takcie? Kaliope? Zawsze mająca rację. Daleka, ponad słów podziałem, na dźwięczne sylaby? Talio, mogąca żartem budzić śmiertelność do ruchu? Terpsychoro, tańcem ciągnąca mnie do granicy pamięci? Uranio, której nie poznałem dobrze, nie miałem głowy. A chciałem. Erato? Jesteś jeszcze tam? Oddająca się, oddalająca.
Kloto, z przędzą moich sekund. Lachesis, przyczajona. Atropos, tyle razy bezradna.
Myhkei, córko. Gajo, matko. Loto, siostro. Nikt o Was nie pamięta? Wróżki, czy nazwy? Jestem ostatni? Kłaniam się. Wam. Pozostały Wasze odcienie.
Widzicie zebrani nad nami? Nie jestem ślepcem. Nie opowiadam. Zapominam o was. Jak zapominacie o nas. Na jawie. Nie, gdy nad wami tylko my czuwamy.
Poganie.
Nie wiecie o co chodzi.
One tak. Dziękujcie im.
Kto jest, a nie jest, bogowie?