
Zapytał mnie ostatnio, robotnik z wyższym wykształceniem, co mam na myśli mówiąc, że patrzę, stoję z, na boku, a co gdy mówię wprost i na wprost? Czy chodzi o dystans, obiektywność, i o widzenie czegoś dokładniej. Odpowiedziałem, że jest takie opowiadanie, króciutkie. Szare obojętnością. Brat czeka na końcu drogi. Marek Hłasko. Dla jednych talent, innych wcale. Dla mnie jednak tak. Tam pojawia się bokiem, które najbardziej przemawia do mojej wyobraźni. Nie jest to dystans świadomy. Nie jest obiektywny. Jest bocznie i na poboczu. Nie znad, nie z zza. Bokiem, równolegle, w zasięgu oceny. Zobaczyć kogoś z boku, to jak ujrzeć go prawdziwym, nie gotowym do stawania na wprost. Na wprost widzi się tylko to, co ktoś chce pokazać. I też my nie widzimy nic z naszego boku, nie widzimy kogoś, kto obserwuje z boku nas. Do czasu.
Ludzie obserwowani z boku, szybko, za sprawą jakiegoś naturalnego instynktu, zwracają się do nas twarzą. Zmienia im się mimika, postawa, mowa ciała. Są świadomi, że z boku ktoś na nich patrzy, przygląda się. Nie u Hłaski. Tam człowiek obserwowany z boku nie ma tej świadomości. Mają ją obserwatorzy. Na wprost niewiele widzą, z boku widzą więcej, dostrzegają człowieka. Z jego przeszłością i tym, kim prawdopodobnie jest. Nie zniszczonym, ale silnym. Nie agresywnym, ale zagubionym.
Patrzenie z boku jest jedynym sposobem, który znam, by dowiedzieć się czegoś o kimś. Nie chodzi o wgapianie się, ocenną inwigilację. Obserwuję kogoś, z dala, kim jest nie wiem, nie wchodzę w interakcję, pozwalam działać i żyć. Jestem bokiem, niezauważalnym. Bokiem per se. Nie muszę interpretować, widzę człowieka jakim jest. Nie kim. Jakim nie dowiem się nigdy. Tylko patrzę.
Robotnik wcale się nie zdziwił. Usiadł na przerwie z telefonem w ręku. Poczytał Hłaskę. Dzięki powiedział, całkiem o nim zapomniałem. Mam lekturę do Świąt.